Droga do Łomży tragiczna. Duży ruch, pełno tirów i jeszcze pod słońce.
Na wjeździe zatankowałem. Potem wygooglałęm coś do zjedzenia. Padło na Pierogarnie Stary Młyn na rynku.
Na pierogi czekałem i czekałem ale się doczekałem i zjadłem. Pyszne, po sycylijsku. Z dwóch makatek dowiedziałem się ciekawych rzeczy:
„Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi”
„Szczęście gości w domu wciąż, gdy pomaga żonie maż”
Po pierogach, nie opodal lodziarnia U Lodziarzy i lody z packi 😉 Bardzo dobre.
Rynek jakiś pusty na środku … taka Łomża 😉